Powołanie

Poczułam, że Karmel jest tą pustynią, na którą i mnie Pan Bóg wzywa, bym się w niej ukryła...

Rozeznanie powołania

Powołanie jest dziełem Bożym. Człowiek sam siebie nie może powołać, nie może „wymyśleć” powołania. To Bóg woła człowieka, jednocześnie wyposażając go we wszystkie potrzebne dary natury i łaskę do realizacji powołania. 

 

Człowiek nie zawsze potrafi usłyszeć ten Boży głos i nie zawsze jest świadomy swego powołania. Jakie są potrzebne warunki, które mogą pomóc właściwie rozeznać swoje powołanie? Proponuję cztery podstawowe:

  • Słuchać
  •  Ufać
  • Ryzykować
  • Powierzyć się Kościołowi

Słuchać – to znaleźć przestrzeń na Boży głos w sobie, co wymaga przynajmniej chwili milczenia.  Słuchać, to poznawać różne charyzmaty w Kościele i być otwartym na wszystkie możliwości. Bóg chce, byśmy byli szczęśliwi, więc jeśli nas gdzieś powoła, to tylko dla naszego większego szczęścia.

 

Ufać – to wyciszyć lęk, który jest złym doradcą. Ufać, to rozpoznać Boga jako Ojca, który prowadzi, wspiera i nigdy nie zostawia nas bez swojej czułej opieki. Wreszcie ufać, to wpisać w swoje rozeznawanie możliwość pomyłki. Nic się nie stanie, gdy uczciwie rozeznając, po prostu się pomylę. Jego miłość do mnie wciąż będzie taka sama- bezinteresowna i totalna. 

 

Ryzykować – to podejmować kroki, to opuścić miejsce, w którym jestem. Słowo „opuścić” jest tutaj kluczowe. Opuścić ojca, matkę, siostry, braci, przyjaciół, prace, wspólnotę, własny przytulny kąt itd. Może brzmi to dosyć boleśnie, ale tylko idąc „dalej”, możemy się „dalej” rozwijać. Odwagi! Najpiękniejsze jest to, co przed nami…

 

Powierzyć się Kościołowi – to nie polegać tylko na sobie. Przecież tyle razy nasz własny osąd nas zawiódł. To oczywiste, że my zawsze pozostaniemy subiektywni, dlatego potrzebujemy kogoś, kto będzie nam towarzyszył: kierownika duchowego, spowiednika, czy też mistrzyni nowicjatu. Czasem potrzebujemy też, aby ktoś nas zwyczajnie zaprosił: „Chodź i zobacz”.

 

Nie bój się rozeznawać. To przygoda trudna, często pełna ciemności i niezrozumienia, ale przygoda niezwykle fascynująca, bo przecież chodzi tu o Twoje życie…


Świadectwa powołania

POWOŁANIE 01


Czemu ja? Naprawdę nie wiem"

()


Myślę, że trudno jest pisać o swoim powołaniu. Osoby obdarzające się wzajemną miłością mogłyby zapytać, czy jest możliwe przekazanie tego co łączy ich oboje. Trzeba się zgodzić, że za równo wobec powołania zakonnego, czy małżeńskiego stajemy przed zasłoną, której zadaniem jest ochronić to co najpiękniejsze w relacji, gdyż jest to nieprzekazywalne. W tym momencie mogłabym zakończyć ten tekst i zasłonić się ową tajemniczą „nieprzekazywalnością” istoty powołania. Jednak możliwe jest jeszcze jedno podejście do naszego zagadnienia. Spróbuję pisać tak, by owa zasłona została jeszcze bardziej „umarszczona”, by uwydatnić ową tajemnicę relacji człowieka z Bogiem.

Każda osoba powołana przez Boga do szczególnej relacji z Nim poprzez śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa wie, że niczym nie zasłużyła na owo wybranie. Wybór leży tylko o wyłącznie po stronie Boga. I to jest właśnie źródło owej tajemnicy powołania, które potem woalem tajemniczości rozpościera się na całe życie osoby konsekrowanej.  Czemu ja? Naprawdę nie wiem.

Jak bardzo trzeba starać się o pokorę, by nie zapomnieć, że powołanie jest całkowicie bezinteresowne ze strony Boga oraz jest tylko i wyłącznie Jego inicjatywą. Jeśli zachowam zdumienie nad faktem wybrania mojej osoby, to mam szansę iż mimo upływających nieubłagalnie lat, powołanie będzie świeże i zawsze nowe. Jeśli przywłaszczę je sobie, przegram życie, choć może nikt zewnętrznie tego nie dostrzeże. Człowiek bowiem przed innymi może udawać, lecz przed sobą i Bogiem tylko do pewnego momentu.

Czym dla mnie, dziś po 25 latach spędzonych w klauzurze karmelu w Spręcowie, jest powołanie kontemplacyjno-klauzurowe. Mówiąc krótko: to nieustanne powroty. Człowiek w raju zachował się nieszczególnie wobec Boga, który zaproponował mu szczęście.  Przed grzechem Ewa i Adam rozmawiali z Bogiem twarzą w twarz, po grzechu ukryli się.  Poprzez grzech wzięli sprawy w swoje ręce, chcieli osiągnąć szczęście bez Boga. Tą kondycję duchową dziedziczymy po naszych kochanych Prarodzicach. Ten proces dotyka każdego z nas, mniszki klauzurowe też. Poprzez konsekrację Bóg przywołuje mnie bym wyszła z moich kryjówek i stanęła wobec Niego twarzą w twarz. Konsekracja do tego mnie uzdalnia. A głos Boga rozlega się codziennie w liturgii Kościoła.

Bardzo mnie dotykają teksty Starego Testamentu, w którym Bóg boleje na tym, że Izraelici odwrócili się do niego plecami. Bóg chce widzieć moją i Twoją twarz. Będąc w takiej relacji z Bogiem mogę dostrzec momenty, w których chcę brać życie w swoje ręce, myśląc, że w mojej mocy jest uszczęśliwienie siebie, czy nawet innych. Nie. To Bóg ma klucz do mojego serca i On wie jak je uszczęśliwić, czasem nadmiarem miłości, czasem niedosytem… Dlatego chcę nieustannie powracać do mojego Boga i Jemu oddawać moje pomysły na szczęście.

Czasem gdy Caravaggio malował Maryję, chociażby w obrazie „Madonna dei pellegrini”, na modelki pozujące do obrazu wybierał kobiety, mówiąc bardzo oględnie, niezbyt święte. Myślę, że ukryty jest w tym bardzo głęboki sens – sens przemiany, jaka dokonuje się w nas poprzez łaskę. Takiej przemiany pragnę i taka mnie fascynuje.

Karmelitanka bosa ze Spręcowa

POWOŁANIE 01


Co nie było w moich planach, było w planach Bożych. Wszystko układa się w całość pełną sensu"

(św. Benedykta od Krzyża)


Co chciałam robić , jaki wybrać zawód?

W podstawówce była moda na zabawę w sklep i nauczycielki. Potem po przeczytaniu książki chciałam być pielęgniarką. W średniej szkole mówiłam poważnie o studiach na kierunku pedagogiki specjalnej, chciałam pracować w Domu Dziecka i być kochaną, czułą panią dla tych, co nie mają rodziców.

W parafii miałam kontakt z Siostrami Nazaretankami.

 

A może tu jest moje miejsce?

 

Ale czy mam powołanie?

Na wakacjach w Płocku podczas Mszy św. usłyszałam kazanie o św. Piotrze w słowach, że Pan Bóg powołuje słabych ludzi, by sam był ich mocą. Przyjęłam to jako potwierdzenie swojego powołania.

 

W II klasie liceum(też podczas wakacji w Bieszczadach) usłyszałam o Karmelu. Samo słowo brzmiało dla mnie bardzo tajemniczo. Koleżanka zaprosiła mnie na śluby Siostry Teresy. Pamiętam, że stałyśmy na samym końcu małej kaplicy Sióstr, która była wypełniona po brzegi i widziałam tylko wzruszenie na twarzach obecnych tam osób.

 

W drugi dzień świąt wielkanocnych sama odważyłam się iść do Karmelu. Nawet nie z ciekawości, bardziej i przede wszystkim chciałam mieć „plecy u Pana Boga”, tzn. chciałam, by Siostry się za mnie modliły. Rozmawiałam z S. Agnieszką- nowicjuszką- tylko dlatego, że był to też 1 kwietnia i Przeorysza nie uwierzyła, że ktoś prosi o rozmowę.

 

Znów wakacje – 2 tygodnie sierpnia1986 roku miałam spędzić w Rzymie! To był prezent Sióstr Nazaretanek, które już wiedziały o moich pragnieniach.

 

Mieszkałyśmy w domu generalnym Sióstr, ale też na dachu ich domu w Loretto, byłyśmy w Asyżu, w Padwie w Lanciano. Trzy razy spotkałyśmy się z Ojcem św. Janem Pawłem II- byłyśmy na audiencji środowej w Rzymie, na Mszy św. w Castengandolfo, po której zrobiono nam pamiątkowe zdjęcie. W Castengandolfo, gdy Ojciec św. odchodził od nas, miałam pragnienie, by otrzymać specjalne błogosławieństwo odnośnie mojego powołania. Było to dla mnie ważne, z powodu wydarzenia, które miało miejsce poprzedniego dnia.

 

Otóż zgodnie z obietnicą modliłam się za S. Agnieszkę – Karmelitankę, znalazłam nawet jej Patronkę wśród Świętych w bazylice na Lateranie i… zaczęło się – A może Karmel???

Nie, Panie Jezu ja już wybrałam.

 

Pytanie powtarzało się, a ja odpowiadałam niezmiennie zdziwiona, co za pomysł: Ja i Karmel?

W drodze powrotnej zatrzymałyśmy się w Częstochowie w domu formacyjnym Sióstr Nazaretanek. Poszłam do Kaplicy, uklękłam i myślę: To jest mój dom, dziękuję. Chciałam się pocieszyć tym, że znalazłam swoje miejsce. Powtórzyłam swoje dziękczynienie i ….Czemu nie??? Przecież tu będę!

Znów chciałam przeforsować swoje.

 

Ucichło. Tylko w rozmowie z jedną z Sióstr powiedziałam, że Mama się boi, że pójdę do Karmelu, na co dostałam odpowiedź: To takie szczególne powołanie. (Było to powiedziane w taki sposób, że mnie ono nie dotyczy.)

 

Po pielgrzymce pojechałam do Olsztyna, do sióstr Nazaretanek, by podziękować. Siostry proponowały mi studia na KUL-u w ukrytym postulacie, żebym nie musiała uczyć się i mieć obowiązków zakonnych.

Wtedy już bardziej zdecydowanie wyjawiłam mój poważny dylemat.

 

Ja jednak, po odbytych rekolekcjach prowadzonych przez S. Immakulatę, w Gdyni Orłowie,

czekałam na miejsce w Karmelu.

Był pomysł żebym podjęła pielęgniarską szkołę policealną, ale jednak zaczęłam pracować. Najpierw jako opiekunka dzieci u znajomych lekarzy, a potem w spółce budowlanej w księgowości, głównie przy kasie.

 

Cały czas modliłam się nowenną do św. Tereni. Po roku okazało się, że nie mam cierpliwości dłużej czekać. Przedstawiłam to M. Cecylii, a która odpowiedziała mi, że właśnie M. Izabella wróciła z Elbląga, a tam Siostry nie mają powołań. I podjęłam decyzję…

 

Wstąpienie

Rano uczestniczyłam we Mszy św. w Orłowie. Był obecny ks. abp. Zimoń z Katowic, śp. O. Kajetan i mój katecheta – Ks. Tadeusz. Otrzymałam od nich Szkaplerz św. i Błogosławieństwo.

 

Ks. Tadeusz pojechał z nami do Elbląga i pożegnał mnie słowami:

” Służ Bogu w pokoju.”

 

Odpowiadając na powołanie do Karmelu, myślałam: Modlitwa mogę wszystko. Teraz, jak św. Terenia, staram się „ująć Jezusa za Serce”.

Jestem teraz szczęśliwą karmelitanką bosą w Spręcowie i modlę się za Ciebie, który czytasz to świadectwo.

POWOŁANIE 01


„W twarzy Oblubieńca każdy z nas odnajduje podobieństwo twarzy tych, w których uwikłała nas miłość po tej stronie życie i egzystencji. Wszystkie są w Nim….” "

(Karol Wojtyła)


Dzisiaj wiem, że na moje spotkanie z Bogiem składają się drobne, czasem nic nie znaczące wydarzenia, ale nie potrafię ich sobie przywołać w pamięci. Wszystko więc, o czym tu piszę, będzie tylko zarysem historii, bladymi promykami rzucanymi na moją przeszłość.

Pierwsze myśli o moim powołaniu przywołują mi w pamięci wizytę u moich wujków- Kanoników Regularnych Laterańskich w Krakowie. Byłam tam z moim Tatą; mogłam mieć około 7 lat. Jeden z zakonników, po przywitaniu mojego Taty podał mi obrazek, na którym był stary, modlący się mnich. Pokazał mi go mówiąc, że może kiedyś i ja wstąpię do zakonu. Mam ten obrazek do dziś…

Potem mijały lata trudnego dojrzewania i poszukiwania swojego miejsca w życiu. Były to też lata poszukiwania miłości i pytania o Miłość – tą prawdziwą. Dorastałam w domu, w którym było prosto i ubogo, ale w którym wszyscy, a było nas razem dziewięcioro, bardzo się kochaliśmy. Był to jednak dom pełen gwaru, a ja szukałam od początku jakiejś przestrzeni ciszy i samotności. Często więc noc była dla mnie takim schronieniem na zadawanie sobie ważnych pytań. Właśnie pewnej nocy, podczas osobistej modlitwy, bardzo mocno doświadczałam, że jest prawdziwa Miłość, i że ta Miłość ma Imię Jezus! Noc minęła, a w moim życiu wiele zaczęło się zmieniać. Był to czas liceum ogólnokształcącego w Ostródzie. Zaczęłam uczestniczyć w  Eucharystii „czwartkowej” dla młodzieży, jeździłam na czuwania nocne do Pieniężna, chodziłam na piesze pielgrzymki do Częstochowy i powoli bardziej świadomie angażowałam się w życie Kościoła.

IV klasa liceum to czas dalszych wyborów. Wtedy też dowiedziałam się, że nasza nauczycielka  biologii wstępuje do Karmelu. To był szok dla całej klasy. Młoda, ambitna, świeżo po studiach, z zapałem nauczenia nas wszystkiego… zamyka się w klasztorze. Pamiętam burzliwe dyskusje na przerwach i pytanie, które gdzieś wewnętrznie „waliło” we mnie jak młot: „Panie, co chcesz, żebym ja czyniła?” Docierało do mnie, że może Jezus też mnie wzywa, ale odsuwałam wtedy ten głos. Zresztą, przecież od wielu lat „typowaliśmy” wśród rodzeństwa moją starszą siostrę na zakonnicę. Była taka „kościelna”, poukładana, dobrze się uczyła i miała szufladę pełną „powołaniowych” folderów. Kiedyś potajemnie zakradłam się do tej szuflady i przejrzałam wszystkie, ciągle powtarzając sobie, że mnie to w ogóle nie interesuje…

Po maturze rozpoczęłam studia: teologię na IKCH i pedagogikę na WSP. Właśnie podczas studiów dowiedziałam się o budującym się blisko Olsztyna klasztorze. Jeden z księży zabrał kiedyś mnie i moją koleżankę na Mszę św. do tymczasowej kaplicy sióstr. Pamiętam ten obraz: dojeżdżamy, błotnista droga, mały domek. Wchodzimy, a tam w małej kapliczce kilka sióstr w białych płaszczach. Po Eucharystii siostry zaprosiły nas do zwiedzania budowy klasztoru. Pokazywały różne miejsca: „tu będzie nowicjat, tu krużganki, tam kaplica…” Byłam oczarowana. Nie wiedziałam jeszcze za bardzo, co to jest Karmel, ale widziałam miłość miedzy siostrami, widziałam ich radość. W moim sercu zrodziło się przekonanie: „to jest moje miejsce”. Gdy wróciłyśmy do Olsztyna, myśl o Karmelu nie dawała mi spokoju. Chciałam być z nimi, natychmiast… Gdy po raz kolejny przyjechałam do Spręcowa, po Mszy świętej po prostu powiedziałam Siostrze, która była wtedy odpowiedzialna za budowę: „Chcę być z Wami!”. Dla mnie to było wtedy takie oczywiste, ale dla sióstr jednak nie. Trwała budowa, klasztor nie miał jeszcze własnej autonomii, a poza tym powinnam skończyć studia. I tak trzeba było jeszcze trochę poczekać…

Był to czas pisania pracy magisterskiej, więc na teologii wybrałam temat związany ze św. Teresą z Lisieux, aby lepiej poznać Karmel. Mała Teresa stała się dla mnie siostrą w moim dojrzewaniu do wstąpienia, mocno odczuwałam jej pomoc i wsparcie. Końcówka V roku przyniosła jednak nieoczekiwany moment walki, który nastąpił we mnie samej. Karmel przestał mnie emocjonalnie pociągać, a poza tym koniec dwóch kierunków studiów otwierał przede mną tak szerokie i ciekawe możliwości, że zaczęły mnie one żywo interesować. Kluczowy moment w decyzji nastąpił podczas sztuki teatralnej „Przed sklepem Jubilera” Karola Wojtyły, którą wystawialiśmy w kółku teatralnym IKCH. Słowa: „W twarzy Oblubieńca każdy z nas odnajduje podobieństwo twarzy tych, w których uwikłała nas miłość po tej stronie życie i egzystencji. Wszystkie są w Nim….” rozjaśniły dalszą drogę. Stało się dla mnie jasne, że wszystko, co kocham i wszystkich, których kocham, odnajdę w Jezusie.

16 lipca 1996 roku w Uroczystość Matki Bożej z Góry Karmel wstąpiłam do Karmelu w Spręcowie. Drzwi klauzury otworzyły się przede mną, zaczęłam nowe życie… Po obłóczynach, podczas których otrzymałam nowe imię: Miriam od Jezusa i habit zakonny, rozpoczęłam przygotowania do Profesji Zakonnej, którą złożyłam 3 maja 1999 roku w Jubileuszowym roku Boga Ojca. Po tych 25. latach od moich ślubów nieprzerwanie towarzyszy mi wdzięczność i zdumienie. Jak to się stało, że tu jestem? „Pan to sprawił i jest cudem w naszych oczach”. (Mk 12, 11)

Na obrazku jubileuszowym znajdują się słowa z Księgi Jozuego: „Okaż mi łaskę przez dar. Skoro mi dałeś ziemię Negeb, dajże mi źródeł wód. I dał jej źródła na wyżynie i źródła na nizinie”. (Joz 15,19) Negeb to kraina pustynna na dalekim południu Izraela. Karmel, w którym żyje już od ponad 25 lat jest duchową pustynią, ale to przedziwna pustynia, bo w wielu miejscach tryskają życiodajne źródła, nie wiadomo skąd i jak… Dlatego mogę tu żyć i być szczęśliwa! Bo „ w mroku jest tyle światła, ile życia w otwartej róży, ile Boga zstępującego na brzegi duszy”. (K. Wojtyła, Pieśń o Bogu ukrytym)

Jeśli rozeznajesz swoje powołanie, szukasz odpowiedzi na pytanie, jak dalej ma wyglądać Twoje życie, możesz do nas przyjechać lub napisać do Mistrzyni Nowicjatu:


dSpręcowo 53a, 11-001 Dywity

emistrzyni@karmelsprecowo.pl


Pomoc

Nasza Wspólnota utrzymuje się z pracy rąk własnych, ale nie jest samowystarczalna. Życie w ukryciu klauzury, poświęcone przede wszystkim modlitwie, nie byłoby możliwe bez życzliwości i pomocy ludzi dobrej woli. Dlatego dziękujemy Wam za każde wsparcie.


Dane naszego konta bankowego

Dane odbiorcy: Klasztor Siostr Karmelitanek Bosych, Spręcowo 53a, 11-001 Dywity

Dane banku: Bank Polska Kasa Opieki S.A.O/Olsztyn, ul. 1 Maja 10, 10-117 Olsztyn


Numer konta

PL 25 1240 1590 1111 0000 1451 7596

SWIFT Banku: PKOPPLPW